Liczba wyświetleń

środa, 7 sierpnia 2013

Larry- Rozdział 1

Historia opowiada o dwóch chłopcach, którzy mają za sobą ciężką przeszłość i oboje chcą się jej pozbyć, jak najszybciej zapomnieć o tym co im się się przydarzyło. Chcieli coś zmienić w swoim życiu, zacząć znowu się uśmiechać. Harry Styles pochodzi z Londynu, ale od kilku lat mieszkał w Chicago. Aż do dnia dzisiejszego. Loczek zarzucił na ramię ciężką torbę ze swoimi ubraniami i skierował się w stronę dworca, skąd miał wrócić autokarem do swojego rodzinnego miasta. Pogoda była koszmarna. Lało, a na dodatek wiało. Harry założył kaptur na swoje loki, które co chwilę zmieniały swoje położenie przez ten cholerny wiatr. Jakąś godzinę później stał przed wejściem do autokaru, którym miał jechać. Przed nim było kilka osób, a więc w kolejce miał chwilę na ponowne zastanowienie się. Jednak on już postanowił, że musi wyjechać z tego miasta tak szybko jak jest to możliwe. Wsiadł, zapłacił za swój bilet i rozglądną się za wolnym miejscem. Miał nadzieję, że będzie jechał sam, bez towarzysza na fotelu obok. Wypatrzył sobie idealnie miejsce pod koniec autokaru i zmierzył w tamtym kierunku. Nagle z siedzenie obok, którego właśnie przechodził podniósł się średniego wzrostu brunet z niebieskimi oczami.
-Hej, bagaże zostawiamy w bagażniku, żeby tutaj było więcej miejsca. -Powiedział i lekko się uśmiechnął.
-Ja jednak wolę mieć tę torbę przy sobie. -Harry zdjął kaptur poprawiając włosy i obczaił z góry na dół tamtego kolesia.
-Jak wolisz, ale nie narzekaj potem na niewygodę!
-Spokojnie, nie martw się o mnie. -Spojrzenie, które właśnie Loczek puścił tamtemu chłopakowi przerażało nawet jego samego. Usiadł wreszcie na swoim wypatrzonym już wcześniej fotelu, a obok położył torbę. Zdjął kurtkę i powiesił na fotelu przed nim. Miejsce to było zajęte, ale przez małe dziecko, które nawet nie dosięgnęłoby tej kurtki więc z tym problemu nie było. Musiał ją jakoś wysuszyć, była cała mokra. Autokar ruszył, ale niestety zrobiło się jakieś zamieszanie. Pani, która wsiadła na ostatnią chwilę nie miała miejsca. A raczej nic jej nie pasowało. Cały autokar był pełny i tylko fotel obok Harrego był wolny, ale starszej pani nie pasowało siedzieć tak daleko. Koniecznie musiała siedzieć blisko i widzieć drogę. Brunet, który wcześniej naskoczył na torbę Loczka wstał i ustąpił miejsca tamtej pani, a sam skierował się w stronę Harrego, który właśnie zsuną się niżej na fotelu i utkwił wzrok gdzieś za szybą, udając, że nie widzi chłopaka.
-A więc torba jednak będzie Ci trochę przeszkadzać. -Brunet się zaśmiał stojąc nad Harrym.
-Czyżby? -Zapytał ironicznie Loczek ściągając torbę na ziemie pod swoje nogi jednocześnie robiąc miejsce...tamtemu.
-Spędziły tą podróż razem więc może się przedstawię. Jestem Louis Tomlinson. -Powiedział wyciągając rękę do Harrego, który miał minę naburmuszonego dziecka.
-Harry. -Tylko tyle z siebie wydusił. Nawet nie spojrzał na nowego znajomego. Myślami był zupełnie gdzie indziej. W głowie ciągle krążyły mu słowa, które usłyszał tamtego wieczoru, którego też zdecydował wrócić do Londynu.
-Jedziesz do Londynu na wakacje czy na stałe? - Tomlinson widział, że Loczek do rozmowy się nie pali, jednak zagadał.
-A co Cię to interesuje? -Harry puścił mu piorunujące spojrzenie.
-Pytam z ciekawości. Całą drogę będziesz milczał?
-Może, masz coś przeciwko? -Harry znowu utkwił spojrzenie gdzieś za oknem, a Tomlinson na chwilę zamilkł. Co chwilę spoglądał na towarzysza, ale chyba nie wiedział jak do niego zagadać skoro nawet na tak proste pytania nie odpowiada. Pierwsza godzina minęła im wręcz cudownie. Obaj siedzieli nic nie mówiąc. Louis dłużej nie wysiedział.
-Nie jestem osobą, która potrafi siedzieć dwie godziny i nic nie mówić. Nie musisz mi się zwierzać, jak chcesz możemy zrobić tak, że tylko ty będziesz zadawał pytania skoro nie chcesz nic o sobie mówić, ale nie każ największej gadule z czasów szkoły siedzieć jeszcze jedną godzinę po cichu. -Na te słowa Bruneta, Harry odwrócił głowę w jego stronę i lekko uniósł brwi na znak zgody. Po chwili ich rozmowa się rozkręciła, a Loczek nie był już tak wrogo nastawiony do nowego kumpla. Dogadywali się świetnie i nawet nie zauważyli jak minęła kolejna godzina, a oni byli już na miejscu.
-No to chyba czas się pożegnać. -Powiedział Harry zapinając kurtkę przed autokarem.
-Tak, miło było Cię poznać Loczku. -Tomlinson puścił młodszemu oczko i skierował się w stronę przystanku autobusowego. Harry szedł na ten sam przystanek co on i czuł się trochę dziwnie. Miał wrażenie, że Louis zaraz się odwróci i uzna, że ten go śledzi. Na szczęście tak się nie stało. Jednak spotkali się chwilę później na przystanku i pogadali jeszcze chwilę. Śmieszne było też to, że wsiadali do tego samego autobusu.
-Okej, ja wysiadam. -Powiedział Loczek rozglądając się przez okna, czy to aby na pewno tu ma wysiąść.
-To zabawne, bo ja też. -Tomlinson wstał i poklepał Harrego po ramieniu.
-Mieszkasz tu? -Zapytał i znowu założył kaptur na swoje loki.
-Tak, w tamtym domu. -Louis wskazał palcem dosyć spory dom po drugiej stronie ulicy. -Ty też?
-Nie, nasz rodzinny dom się spalił i wszyscy wyprowadzili się do Chicago. Będę mieszkał w hotelu. I z tego co widzę to jest właśnie tutaj. -Przystanek na którym wysiedli znajdował się tuż pod bramą do wielkiego hotelu. Pożegnali się i rozeszli w swoje strony.
Harry wszedł do hotelu i załamał się widząc karteczkę z napisem BRAK MIEJSC... Załamany wyszedł przed hotel i usiadł na przystanku. To było jedyne miejsce gdzie nie padało. Położył torbę na ziemi, oparł ręce na kolanach i spuścił głowę w dół. Oglądał chodnik bo gdy tylko zamykał oczy przypominało mu się to o czym najbardziej w życiu chciał zapomnieć. Spoglądną przez krótką chwilę na dom do którego wszedł wcześniej Louis i widział, że ktoś stoi w oknie. Nie miał jednak pewności, że to Tomlinson więc znowu zaczął oglądać chodzik. Minęło trochę czasu gdy obok Harrego ktoś usiadł.
-A więc nie masz się gdzie podziać? -Głos brzmiał znajomo. Loczek uniósł głowę i zobaczył Louisa.
-No właśnie nie mam. Brak miejsc w hotelu. Gdzie jest najbliższy stąd? -Zapytał odgarniając loki z połowy twarzy.
-Przestań. Nie będziesz teraz jeździł po Londynie, jest późno. Chodź do nas. -Tomlinson wstał, poklepał młodszego po plecach i wziął jego torbę. Harry wstał i poszedł za nim. Do domu wchodził trochę niepewnie. Lou powiedział, że mam iść do NICH, a więc z kim mieszka? Ściągając buty widział jak dwójka chłopaków mu się przygląda. Podniósł wzrok z podłogi na ich twarze. Był tam jakiś blondynek i kolejny brunet krótko ścięty.
-Cześć, jestem Niall, a Ty? -Blondyn jako pierwszy odważył się coś powiedzieć i wyciągnąć dłoń w ramach powitania.
-Ja jestem Liam, miło Cię tu widzieć, Louis trochę o tobie opowiadał. -Powiedział ten drugi.
-Jestem Harry, nie macie nic przeciwko, żebym tu przez chwilę został? -Loczek niepewnie zapytał i uścisnął ich dłonie.
-Każdy jest u nas mile widziany. Chodź pokażę Ci pokój, mamy jeden wolny. -Niall zabrał torbę Harrego i poszedł schodami w górę, Loczek tuż za nim. Weszli do pokoju na końcu korytarza. Był piękny. Na ścianach wisiały cudowne obrazy, które chyba robił ktoś  z ich rodziny bo były podpisane TOMLINSON. Harry ogarnął szybko wzrokiem swój tymczasowy pokój i zszedł razem z Blondaskiem do kuchni, gdzie Liam z Louisem właśnie gotowali kolację.

2 komentarze: